Świadectwo Mamy

Izabela Janus, Magdalena Kościukiewicz

Świadectwo Mamy

Zapraszamy wszystkich do przeczytania kilku słów napisanych przez naszą mamę ponad dziesięć lat temu. Niektóre zawarte w poniższym tekście informacje nie są już aktualne, ale najważniejsze wydarzenie, które opisała mama, niezmiennie może stać się doświadczeniem każdego człowieka.   

Zofia J.  – moja historia

Mam na imię Zosia. Mam 58 lat. Myślałam, że co było do przeżycia, to już za mną. Pochodzę ze wsi koło Częstochowy. Wszyscy tam mówili, że wierzą w Boga. Ja też. Każdy jednak żył jak chciał. Niechętnie wracam do tamtego okresu. Wszystko robiłam nie tak. Bardzo poplątałam swoje życie. Zostałam sama z trzema córkami. Ciężko pracowałam. Chciałam, żeby skończyły studia, żeby ich życie było lepsze. Udało mi się – Justyna jest dziennikarzem, Magda kończy drugi kierunek, Izabela jest na trzecim roku studiów doktoranckich. 

Kiedyś Iza zadzwoniła i oznajmiła, że zmieniła kościół. Przeraziłam się, ale postanowiłam poznać jego nauki i ludzi. To, czego się dowiedziałam nawet mi się spodobało. Kiedy zadzwoniła Magda z taką wiadomością byłam już spokojna. Córki przyjeżdżały z akademika z Biblią. Czytały, a ja nie rozumiałam po co. Postanowiłam też przeczytać. 

„Biblia Tysiąclecia” od lat leżała na półce, ale nigdy dotąd do niej nie sięgałam. Kiedy zaczęłam ją czytać Magda z Izą się cieszyły, ale kiedy próbowały mi coś opowiedzieć o Bogu, wolałam oglądać telewizję. Przeczytałam Biblię tylko dlatego, że tak postanowiłam. Kiedy skończyłam odłożyłam ją na półkę. 

Za jakiś czas Izabela oznajmiła: „Mamo, oddałam życie Jezusowi”. Moje nogi się ugięły. Pomyślałam, że wszystkie moje starania, wyrzeczenia całego życia poszły na marne, a córka idzie do zakonu. Dziewczyny zawsze były religijne, ale żeby coś takiego? W tym czasie miałam właśnie taką wiedzę na tematy duchowe. Córka uspokoiła mnie. Powiedziała jak poznała Jezusa, jak bardzo ją zmienił. Sama zaczęłam dostrzegać zmiany na lepsze u moich dzieci. Były weselsze, bardziej pewne siebie, odeszły kompleksy. Postanowiłam podziękować Bogu, bo to było dla mnie bardzo ważne. Tylko nie wiedziałam jak to zrobić. Nie chciałam iść do kościoła i odklepać pacierza. Nie mówiąc nic nikomu postanowiłam szukać Boga. 

W pokoju córek znalazłam książkę. Wyczytałam, że człowieka od Boga oddziela grzech. Bałam się, że Bóg mnie odrzuci, że powie „Gdzie byłaś do tej pory?” Ja bym tak powiedziała. Jednak nie rezygnowałam. Na półce były jeszcze inne książki. Po ich lekturze wiedziałam, co mam robić. Według mojego planu z 2-ego listopada 2008 r. moje życie miałam oddać Jezusowi. Wieczorem przed tym dniem już w łóżku myślałam, co jutro powiem. Prosiłam o pomoc. Mówiłam: Boże, pracuję ciężko, czasem poplotkuję albo przeklnę. Co to za grzechy? I tak uświadomiłam sobie, że nigdy szczerze nie wyznawałam swoich grzechów. Zaczęły przypominać mi się zdarzenia i twarze, których nie chciałam pamiętać. Uświadomiłam sobie, że zazdrość i nieprzebaczenie to też grzech. W tych rozmyślaniach zasnęłam. Tej nocy spałam dobrze. 

Obudziłam się z uśmiechem. Miałam sen. Krótki, ale bardzo wyrazisty. Chodziłam po pięknej zielonej trawie. Obok ktoś stał i uśmiechał się. Po śniadaniu, jak postanowiłam, stanęłam na środku pokoju. Nie miałam już potrzeby spowiedzi i powiedziałam mniej więcej tak: „Jezu, oddaję Ci moje życie. Wybacz mi moje grzechy. Bądź moim Panem i Zbawicielem”. Zaraz po tej modlitwie nie wydarzyło się nic szczególnego. Wieczorem, kiedy wybierałam się do kościoła, naszły mnie przygnębiające myśli: „Po co tam pójdę? To nie miejsce dla mnie. Ja tam nie pasuję. Wszyscy tam są tacy doskonali. Co ja wyprawiam? Lepiej zrobię sobie kawę i obejrzę telewizję. Przecież nikomu nic nie obiecałam”. Jednak na przekór tym wszystkim myślom poszłam. 

Życie toczyło się dalej, a ja zauważyłam, że się zmieniłam. Czytałam Nowy Testament i rozumiałam go. Chyba w całym moim życiu tyle nie płakałam. Przekonałam się, że Biblia to naprawdę żywe Słowo Boże. W rozmowach z sąsiadkami zaczęły razić mnie przekleństwa, choć sama wcześniej też wyrażałam się wulgarnie. Kiedyś co tydzień kupowałam los toto-lotka marząc o wygranej. Walczyłam z tym nałogiem wiele lat. Dziś obojętnie przechodzę koło kolektury. Pieniądze przestały mi imponować. Nie boję się życia, ani tego, co potem. Cały czas moje myśli są z Jezusem. Chcę o Nim słuchać, czytać, rozmawiać. Mam kogoś, komu ufam. Doświadczam Jego miłości. Nie jestem sama i nigdy nie będę. Tak mógł mnie zmienić tylko Bóg.   

Stan jaki mama opisała w ostatnich zdaniach swojego świadectwa towarzyszy jej do dziś.

Możesz również polubić…