Bóg nie ma sobie równych

moses

Studiując Biblię pod kątem Bożego prowadzenia po raz kolejny miałam okazję przyjrzeć się historii Mojżesza. Tym razem zainteresowało mnie to, dlaczego egipscy magowie potrafili powtórzyć cuda, których dokonali Mojżesz z Aaronem demonstrując moc i potęgę Boga. Stało się tak trzykrotnie.

            Dla tych, którzy nie znają tej historii przypomnę sytuację. Izraelici żyją jako niewolnicy w Egipcie rządzonym przez faraona. Modlą się do Boga, proszą o ratunek. Bóg wysłuchuje ich i powołuje Mojżesza, aby ten stał się ich przywódcą i wyprowadził z niewoli. Plan jest taki: powiedzieć faraonowi, żeby wypuścił Izraelitów na 3 dniową pielgrzymkę na pustynię, po czym nie wrócić z tej pielgrzymki, tylko udać się w kierunku na bieżąco wskazywanym przez Boga. Aby udowodnić przed faraonem, że są faktycznie posłańcami Boga, który jest najpotężniejszy, Mojżesz i Aaron otrzymują zdolność wykonania rzeczy nadnaturalnych, czyli cudów.

            Kiedy stają przed faraonem, ten mówi: „Wykażcie się jakimś cudem”. Faraon był uważany za istotę boską, za wcielenie czczonych w Egipcie bóstw. A tu nagle jego niewolnicy przychodzą ze do niego ze swoim bogiem, który ma jakieś roszczenia. To oczywiste, że faraon chce wiedzieć, z kim ma do czynienia, czy rzeczywiście jakiś bóg posłał te osoby i czy w ogóle należy się tym bogiem przejmować, czy nie. Mojżesz wie, co robić, bo Bóg go wcześniej poinstruował. Wie, że jeśli powie Aaronowi „Rzuć swoją laskę na ziemię”, to ta zamieni się w węża. I faktycznie tak się dzieje. Myślę, że w tej chwili Mojżesz i Aaron czują się zbudowani –  stało się tak jak powiedział ich Pan, wykazali się cudem przed królem Egiptu. Ale niestety ich radość nie trwa długo, bo faraon woła swoich nadwornych czarowników, którzy dokonują tego samego. Mojżesz i Aaron byli wprawdzie uprzedzeni, że faraon nie od razu wypuści Izraelitów, że będzie miał nieczułe serce, ale sam fakt tego, że doświadczenie pokazało, że egipscy magowie mają taką samą moc, jak Bóg, musiało wygenerować w ich sercach smutek, poczucie porażki, zawodu, rozczarowania.

            Następnie Bóg poinstruował Mojżesza, że ma pójść nad Nil, i tam powiedzieć do faraona: „Pan Bóg Hebrajczyków, posłał mnie do ciebie z wezwaniem: Wypuść lud mój, aby mi służył na pustyni, leczy ty dotychczas nie usłuchałeś. Dlatego tak mówi Pan: Po tym poznasz, żem ja Pan: Oto ja uderzę laską, którą mam w ręku, wody Nilu, a zamienią się w krew”. I Mojżesz zrobił tak jak Pan rozkazał. Powiedział słowo w słowo, to co podyktował mu Bóg. Woda zamieniła się w krew. Czytamy „Jednak to samo uczynili czarami swoimi czarownicy egipscy i serce faraona pozostało nieczułe”. Nie dość tego, jest jeszcze napisane: „Faraon odwróciwszy się, poszedł do swego pałacu i nie wziął sobie tego do serca”. Czyli po prostu ich zignorował.

            Stawiając się w miejscu Mojżesza i Aarona sądzę, że musieli czuć się idiotycznie. Przecież w planie było tak, że faraon miał po tym cudzie poznać, że ich Bóg jest Panem. Przecież On sam powiedział: „Po tym poznasz, żem ja Pan…”. A tu faraon nic nie poznał. Tak samo było jeszcze w przypadku plagi żab. Mojżesz dostał moc sprowadzenia tej plagi i zrobił to, ale czytamy: „Lecz i czarownicy uczynili czarami swoimi to samo i sprowadzili żaby na ziemię egipską”.

            Jak wiemy, finalnie Izrael został wypuszczony z Egiptu. Nastąpiło jeszcze kilka plag. Wreszcie Bóg załatwił tę sprawę bardzo radykalnie i drastycznie. Zabrał życie pierworodnym Egiptu, w tym królewskiemu synowi, i faraon przekonał się z kim ma do czynienia. Ale my wiemy to po przeczytaniu całej tej historii. Mojżesz i Aaron jej nie znali tego, nie wiedzieli co się wydarzy i czy w ogóle coś się wydarzy. Mój dylemat wiązał się z tym, dlaczego Mojżesz i Aaron kilkakrotnie musieli odejść sprzed oblicza faraona zdyskredytowani, może zawstydzeni i zawiedzeni. Czy Bóg był zaskoczony i nie przewidział tego, że magowie też potrafią zamienić laskę w węża? Czy może potrzebował rozgrzewki? Jaka korzyść płynęła dla Niego z tego, że trzykrotnie okazało się, że moc magiczna równa się tej mocy, której on udzielił Mojżeszowi i Aaronowi?

Pierwsze spotkanie z Bogiem

            Nie  śmiałam zadać Bogu tych pytań. Nie chciałam zachowywać się jakbym miała kompetencje do przepytywania Go, czy ubiegania się o wyjaśnienia. Nie myślałam nawet, że jest to sprawa istotna. Ale kiedy mimo to Duch Święty dał mi zrozumienie tej sprawy, to przekonałam się, że jest ona ważna. Właściwie najważniejsza, kluczowa.

             Aby to zrozumieć, prześledźmy relację Mojżesza i Boga od momentu,  kiedy spotkali się po raz pierwszy. Wygląda to tak, jakby Bóg przyszedł do Mojżesza pełen entuzjazmu i determinacji w sprawie uwolnienia Izraela. Mówi: „Napatrzyłem się na niedolę ludu mojego w Egipcie i słyszałem krzyk ich z powodu naganiaczy jego (…) Zstąpiłem przeto, by go wyrwać z mocy Egiptu…” Bóg informuje, że ma dosyć, tego co widzi, że „napatrzył się”. Kiedy mówimy, że jesteśmy najedzeni, to znaczy, że jesteśmy pełni, że już nic więcej nie zmieścimy w siebie. Jeżeli Bóg mówi, że napatrzył się, to również można rozumieć, że pełen tego, co widział, że już więcej nie zmieści. Zatem nie będzie już patrzył, czyli będzie robił coś innego. Właściwie już zrobił – zstąpił, „by wyrwać lud z mocy Egiptu”. Nastąpiła jakaś zmiana w rzeczywistości duchowej. Jakaś machina duchowa została wprawiona w ruch. Bóg jest już zaangażowany. Ma już nawet wizję tego miejsca, dokąd zaprowadzi Izrael: „do ziemi żyznej opływającej w mleko i miód”. I również od Mojżesza oczekuje zaangażowania. Mówi do niego: „Przeto teraz idź!” „Posyłam Cię do faraona…”. On go nawet nie pyta,  czy czuje się na siłach, czy jest gotowy, czy potrafi. Bóg nie ma takich dylematów, on mówi: „idź”.

            Jednak Mojżesz zgłasza pewne wątpliwości. Mówi: „Kimże jestem, bym miał pójść  do faraona i wyprowadzić synów izraelskich z Egiptu?”.  Mojżesz widzi problem. Bóg nie widzi żadnego problemu. Mówi: „Ja Będę z Tobą… Nie pękaj! Idź”1. Jak to jest, że Mojżesz widzi problem, którego nie widzi Bóg? Czy coś jest zakryte przed oczyma Boga, co jest odkryte przed oczyma Mojżesza? Czy Mojżesz widzi więcej niż Bóg? Oczywiście, nie. Po prostu patrzą w innych kierunkach. Mojżesz patrzy na siebie: „Kimże JA jestem”, a Bóg patrzy na siebie: „JA będę z tobą”. Czyli tak naprawdę to Bóg widzi więcej niż Mojżesz – patrzy na siebie, a jest większy od Mojżesza.

            Następnie Mojżesz pyta o różne sytuacje, które sobie wyobraża, że mogą się pojawić. Wyraża swoje obawy. Mówi: „ale, co jeśli ludzie mi nie uwierzą?” , „a co jeśli to?” „a co jeśli tamto?”2 Bóg mu odpowiada rozwiewając te obawy. Mówi: „Pójdziesz do starszych, powiesz kto Cię przysłał i po co i pójdziecie z tym do faraona. On Was nie wypuści, ale ja zademonstruje swoją moc”3. A Mojżesz dalej: „A jeżeli mi nie uwierzą i nie usłuchają mnie, lecz powiedzą: Pan nie objawił się Tobie?”. Bóg nie gniewa się o te obawy, nie jest zniecierpliwiony ani poirytowany. Umacnia Mojżesza. Daje mu znak.  Mówi, żeby rzucił laskę, którą ma w ręce. Mojżesz ją rzuca, a ona zamienia się w węża. W momencie kiedy Mojżesz chwyta węża za ogon ten zamienia się z powrotem w laskę. Bóg uczy go jeszcze dwóch innych znaków nadnaturalnych takich, żeby Mojżesz mógł być pewien, że Wszechmocny jest z Nim i żeby również mógł zdobyć zaufanie ludu dla siebie jako posłańca bożego. Mianowicie każe Mojżeszowi schować rękę za koszulę (w zanadrze). Kiedy ten ją chowa i wyciąga, to ręka jest pokryta trądem. Jednak kiedy na polecenie Boga Mojżesz ponownie wkłada rękę w zanadrze i wyjmuje ją, ręka jest już zdrowa. Następnie Bóg mówi: „A jeśli nawet tym znakom nie uwierzą i nie usłuchają głosu twego, zaczerpniesz wody z Nilu i wylejesz ją na ziemię. Wtedy woda, którą zaczerpniesz z Nilu zamieni się  na ziemi w krew”.

            Bóg zachowuje się tak jakby chciał zrobić wrażenie na Mojżeszu, żeby on w pierwszej kolejności mu uwierzył i nie bał się przystąpić do tego, co On już zaczął. Jakby chciał powiedzieć: „Nie bój się. Zobacz jaki jestem silny. Ze mną nic Ci nie grozi. Na pewno wszystko się uda. Jestem z Tobą, więc nie masz powodów do strachu i wątpliwości”. Mojżesz odrzekł na to: „Proszę Panie, nie jestem ja mężem wymownym, nie byłem nim dawniej, nie jestem nim teraz (…) jestem ciężkiej mowy i ciężkiego języka…”. Równie dobrze mógł powiedzieć: „zrobiłeś na mnie wrażenie tymi cudami, ale nie na tyle, żebym miał uwierzyć, że jesteś w stanie pokonać moją słabość.  Może i potrafisz uleczyć trąd, ale ja co do siebie wiem lepiej”.

            W praktyce podobna postawa może wystąpić i dzisiaj u osób wierzących. Można myśleć: „Może i zmartwychwstałeś po trzech dniach leżenia w grobie, ale mojej choroby nie uleczysz, mojej rodziny, to na pewno nie naprawisz, mojej rany Ty nie uleczysz, Ty nie wiesz jaka ona jest wielka, Ty nie wiesz, co mi zrobili. Tak, wierzę, że zmartwychwstałeś i umarłeś za moje grzechy, śpiewałem o tym wiele razy na nabożeństwie, ale Ty nie rozumiesz jaka jest moja sytuacja. Ty nie wiesz co ja przeżywam. Ty nie wiesz jak w Polsce jest ciężko znaleźć pracę. TY NIE WIESZ! TY NIE UMIESZ! TY SOBIE NIE PORADZISZ!”

            Myślę, że Bogu zrobiło się strasznie przykro. Tak jak nam jest przykro, kiedy ktoś, kogo kochamy, kogo potrzebujemy nam nie wierzy, nie ufa, kręci głową i z wyrazem dezaprobaty na twarzy mówi: „Nieee, to się nieee uda”.

            Zarówno Mojżesz i Bóg chcieli wolności dla Izraela. Tylko Bóg wierzył bardziej, Bóg nie miał żadnej wątpliwości. Dlatego też walczył dalej. Miał mocne, racjonalne, ważkie argumenty. Powiedział: „Kto dał człowiekowi usta? Albo kto czyni go niemym albo głuchym, widzącym albo ślepym? Czyż nie ja? Pan? Idź więc teraz, a Ja będę z twoimi ustami i pouczę Cię, co masz mówić”. Czyli Mojżesz idąc do faraona nie musiałby mówić sam od siebie. Mógłby powtarzać to, co usłyszy od Boga. Czy to aż takie trudne powtórzyć słowo w słowo? W czym jest problem? Każdy potrafi powtórzyć to, co usłyszy?  Jednak Mojżesz powtarzał: „Proszę, Panie, poślij kogoś innego!” Może Mojżesz bał się, że nic nie usłyszy, że Bóg zostawi go samego? A może po prostu nie wierzył, że się uda. Przecież jeśli ktoś wie, że zwycięstwo jest pewne, jak przy jakimś ustawionym zakładzie czy konkursie, to się nie boi i idzie. Ja na przykład, nie bała bym się wziąć udział powiedzmy w konkursie na jakieś państwowe stanowisko, gdybym wiedziała, że mój tato już zapłacił kasę i że ono jest już moje. Abstrahuję w tej chwili od tego, czy to moralne czy nie. Chodzi mi o samą kwestię pewności. Mojżesz jej nie miał i dlatego prosił: „Panie, poślij kogoś innego”.

            Wtedy Bóg rozgniewał się na Mojżesza i powiedział: „Dobrze, powołam Aarona, on będzie mówił a nie ty. Ty będziesz mówił do jego ucha, a on będzie głośno powtarzał”4. Postać rzeczy się wtedy zmieniła, można będzie się schować za Aaronem. Można podzielić odpowiedzialność. Jakby wyszli na głupków to przynajmniej we dwójkę. Jakby się nie udało, to Mojżesz nie będzie sam. Cudowne i pocieszające jest to, że Bóg  nie porzucił tej sprawy. Mógł przecież powiedzieć: „Wiesz co, widzę, że nie da się z Tobą rozmawiać. Nie chcesz, żeby Izrael wyszedł z Egiptu, to nie. To właściwie powinno być w twoim interesie a nie w moim.” Ale tak jak mówiłam, serce Boga się już zaangażowało i nawet za cenę kompromisu z niewiarą człowieka, postanowił zrealizować swój cel. Przełknął nawet to, że najbliższy mu w tej chwili człowiek, nie ma do Niego zaufania, nie wierzy w Jego siły. W Bogu było  osobiste pragnienie uwolnienia Izraelitów. W innym miejscu mówi On:  „Wyprowadzę swoje zastępy z niewoli”. Kiedy oddajemy życie Jezusowi, to stajemy się Jego zastępami. Mamy szczęście, że Bóg w wolność swoich ludzi bardziej wierzy niż oni sami i jest w nią bardziej zaangażowany.

Konfrontacja ze światem

            I stało się tak, jak się umówili. Bóg powołał Aarona, następnie Mojżesz dokonał wcześniej wytrenowanych cudów przed starszymi Izraela i lud im uwierzył. Następnie Mojżesz i Aaron poszli do faraona. Za pierwszym razem nie dokonywali żadnych cudów, tylko rozpoczęli negocjacje. Przedstawili swój cel – 3dniowa pielgrzymka. Faraon uznał to za dziwaczny pomysł i postanowił dołożyć Izraelitom roboty. Stwierdził: „niech praca tych ludzi będzie cięższa i niech nią będą zajęci, a nie będą się zajmowali bredniami”. Słowa te nierzadko znajdują swoje spełnienie w  naszej codzienności. Jest tak wiele obowiązków w cielesnym wymiarze rzeczywistości – w domu czy, w pracy, wymagania stawiane przez kulturę konsumpcjonizmu są tak duże, że można łatwo zignorować wymiar duchowy i uznać relację z Bogiem za brednie.

             I rzeczywiście ludzie pracowali ciężej. Bito nadzorców izraelskich za to, że się nie wyrabiali, gdzie to było niemożliwe spełnić normy, które narzucił faraon. W odpowiedzi pierwsza myśl jaka powstała w umyśle Mojżesza to taka: „Bóg wyrządził nam zło.” I ponownie, również dzisiaj taka postawa może przydarzyć cię chrześcijanom. Możemy w konfrontacji z trudnościami przyjąć w głębi duszy przekonanie, że to Bóg wyrządził nam zło, że jest zły. Taka obawa, czy podejrzenie może też stanowić przeszkodę przed powierzeniem w Jego ręce każdej dziedziny życia, przed przyjęciem lub w ogóle poszukiwaniem Jego planu, przed pytaniem Go o radę, prośbą o prowadzenie. Można myśleć: „pewnie On wcale nie chce dla mnie dobrze, pewnie nie ma dla mnie planu, albo jak ma, to jakiś beznadziejny, zrobi mi tylko nadzieję i zawiedzie. Oszuka mnie, jak wszyscy przed Nim. Będę uczestniczyć w nabożeństwach, są fajne. Ale zbyt poważnie, to nie ma co tego brać. A wchodzić w kontakt z Duchem Świętym, szukać uwolnienia, uzdrowienia, prowadzenia, to w ogóle brzmi dziwacznie i jeszcze źle się to dla mnie skończy. Tam podobno jakieś demony później widać i po co to komu? Bóg mnie pewnie nie obroni. Tak do końca z resztą to nie wiem, czy jest po mojej stronie, w końcu tyle złego mnie już spotkało, a On do tego dopuścił. Nie chcę po raz kolejny komuś zaufać i znowu się rozczarować”.

            Co ciekawe, Bóg wcześniej powiedział Mojżeszowi: „Lecz ja wiem, że król egipski nie pozwoli wam pójść…”. Ale jednak, kiedy to się stało, to pierwszy odruch Mojżesza to było oskarżenie Boga „Panie dlaczego wyrządziłeś zło temu ludowi? (…) Nie wyratowałeś ludu swego.”

            Jednak Bóg nie poczuł się obrażony, a przynajmniej nie dał po sobie tego poznać.  On chyba w ogóle na klatę przyjmuje wszelkie oskarżenia, które słyszy pod swoim adresem od nas. Od nas, za których oddał życie, którzy ilekroć zdarza nam się oberwać od „faraona” to myślimy, że to już koniec, że Bóg już nic nie zrobi, że game over. Ale game nie jest over.

            Bóg  Powiedział do Mojżesza: „Teraz zobaczysz, co uczynię faraonowi, że zmuszony silną ręką, wypuści ich i zmuszony silną ręką wypędzi ich z ziemi swojej”. Następnie wydarzyły się cuda, o których już mówiłam – z laską, która zamienia się w węża, z wodą, która zamienia się w krew i z plagą żab.

Przełom w sercu człowieka

            Plaga żab prezentuje bardzo istotny, powiedziałabym kluczowy moment. Tu się dzieje coś bardzo ważnego. Jak już wiemy magowie egipscy powtórzyli ten cud, również sprowadzili żaby do Egiptu. Jednak faraon wezwał Mojżesza i Aarona mówiąc: „wstawcie się do Pana, aby oddalił żaby; wtedy wypuszczę lud, aby złożyli Panu ofiarę”. Nie wiem, dlaczego faraon tak zmienił swoją postawę, może wyjątkowo nie lubił żab, ale nie to, myślę jest ważne. Ważne jest to, jak reaguje Mojżesz. Wszystko, co do tej pory mówił do faraona, było uzgodnione z Bogiem. Właściwie Mojżesz mówił Aaronowi do ucha, to co podyktował mu Bóg, a dopiero Aaron mówił do faraona. Nawet, kiedy w przypadku zamiany wody w krew Mojżesz nad Nilem sam mówił do faraona, to mówił to, co wcześniej Bóg mu powiedział, że ma mówić. Jednak teraz Mojżesz, który przez ostatnie trzy dni odchodził sprzed oblicza faraona zdyskredytowany, widząc jak egipscy magowie podrabiają boskie cuda, przemawia sam, własnymi słowami, których wcześniej nie uzgodnił z Bogiem. Mówi: „Racz mi powiedzieć, kiedy mam się wstawić za tobą i za sługami twymi, i za ludem twoim, aby wyginęły żaby…”. Faraon odpowiada: „Jutro”. I teraz Mojżesz mówi: „Stanie się według życzenia twego, abyś poznał, że Pan Bóg nasz, nie ma sobie równego”.

            Jest dla mnie oczywiste, że po pladze żab w sercu Mojżesza, a także w jego umyśle zaszła zmiana. On się po prostu określił, najpierw sam przed sobą, a później przed faraonem, a może jednocześnie, w co wierzy. Wyartykułował to, czy bardziej ustanowił takie przekonanie dla swojego serca, dla swojego umysłu, że Bóg nie ma sobie równych. Jego usta to powiedziały publicznie, zdefiniowały rzeczywistość: Pan, Bóg nasz, nie ma sobie równych.

            Można by się w tej chwili skonsternować, oburzyć i pomyśleć: „Co za bzdura? Wiadomo, że Bóg nie ma sobie równych. Było tak zawsze i jest i będzie, a nie stało się to dopiero w momencie, kiedy Mojżesz tak powiedział”. W obliczu takiego zarzutu należy zadać samemu sobie pytanie: Ile czasu w ciągu dnia zajmuje mi uwielbienie Boga? Jeśli On nie ma sobie równych, to chyba moje serce bardziej lgnie do Niego niż do przyjaciół, męża, żony, samochodu, obiadu, ogrodu, serialu, muzyki. Kiedy ostatni raz podzieliłam/-am się tym przekonaniem, że Bóg nie ma sobie równych z wyznawcami kariery, pieniędzy, zabawy, z entuzjastami samorealizacji czy elokwencji, z fanatykami ludzkiej mądrości, dobroczynności, z wyznawcami tego, że to wszystko wina rządu, albo tego, że w Polsce płacimy najwyższe podatki w Europie?  Tacy ludzie otaczają nas na co dzień i nie mają żadnych oporów, żeby głosić chwałę swoich bogów.

            Wcale nie chodzi o to, co my nauczyliśmy się powtarzać, a teraz nam się wydaje, że w to wierzymy. To nawet nie chodzi o to, jak jest naprawdę, bo wiemy, że kiedy Jezus przyjdzie po raz drugi, to zegnie się przed nim każde kolano. Chodzi o to, do czego jesteśmy przekonani teraz, czym naprawdę żyjemy dzisiaj, w myśl jakich przekonań postępujemy. To chodzi o to, w co naprawdę się angażujemy na co dzień, za co kładziemy swoje codzienne życie i jaki przekaz faktycznie niesiemy ludziom, w pracy, w szkole, na uczelni, u lekarza, sąsiadom, niezbawionym członkom naszych rodzin.

            Twierdzę, że po pladze żab w sercu Mojżesza nastąpiła podobna zmiana, jaka nastąpiła na samym początku w sercu Boga. On się już napatrzył, na to jak magowie równają swoje sztuczki z cudami bożymi. Napatrzył się i powiedział: dość! Zbuntował się przeciwko wątpliwościom i niewierze, które były w jego własnym sercu. Mało tego, pozwalając sobie na własną inwencję w tym całym, powiedziałabym, dyskursie pomiędzy Bogiem a faraonem, musiał również uwierzyć sam w swoją pozycję w Bogu, że Bóg go nie wystawi, że stanie za tym, jak on się umówi z faraonem, że jednak nie jest zły i nie zdradzi, że przyzna się do Niego. To jest ten moment, kiedy Mojżesz zaufał.

            I twierdzę, że Bóg na to czekał. Bóg czekał, aż pojawi się w Mojżeszu osobiste zaangażowanie, osobista ambicja wygrania sprawy bożej. Aż ten, który nigdy nie był biegły w mowie, który twierdził o sobie, że zawsze będzie ciężkiej mowy, jednak zwątpi we własne wątpliwości i we własne ułomności.

            Następnego dnia, kiedy faraon cofnął swoją decyzję wypuszczenia ludu, Aaron i Mojżesz stają przed faraonem i dokonują kolejnego cudu. Uderzają laską w proch ziemi a ten opadając zamienia się w komary. Faraon woła swoich czarowników, aby zrobili to samo. Oni również uderzają laskami w proch ziemi, może tańczą, może wypowiadają jakieś zaklęcia jakieś rytuały, nie wiem, skaczą. I co czytamy? „czarownicy próbowali uczynić to samo swoimi czarami, by sprowadzić komary, lecz nie potrafili”.

            Od chwili, kiedy Mojżesz oznajmił faraonowi prosto w nos: „Nasz Bóg nie ma sobie równych”, magowie egipscy nie byli w stanie uczynić żadnego z cudów, którymi jeszcze on i Aaron wykazywali moc Boga. Nie powtórzyli plagi much, plagi pomoru bydła, plagi szarańczy, plagi wrzodów. Czytamy przy pladze wrzodów, że czarownicy nawet nie mogli stawić się na wezwanie faraona, żeby zmierzyć się z Mojżeszem, bo „czarowników pokryły wrzody tak samo jak wszystkich Egipcjan”.

Zakończenie

Świadectwo Ani 5

            Kiedy zrozumiałam jak bardzo liczy się dla Boga zaangażowany, świadomy i poświęcony współpracownik od razu przypomniałam sobie, przygodę mojej dobrej znajomej, której historia przedstawia analogię do tego, co wydarzyło się po pladze żab. Otóż, pewnego dnia Ania powiedziała Bogu, że ma pragnienie powiedzieć komuś Ewangelię, komuś nie znanemu i żeby to było naprawdę w wyniku prowadzenia Bożego i w synchronizacji z Duchem Świętym. Kiedy szła ulicą Bóg pokazał jej pewną dziewczynę, i powiedział: „Jej powiesz Ewangelię”. Ania odpowiedziała: „Dobrze, ale jeśli ja mam jej powiedzieć, to proszę Cię, żeby to ona pierwsza zaczęła ze mną rozmawiać”. Po kilku tygodniach Ania jechała pociągiem i do jej przedziału dosiadła się właśnie ta dziewczyna, Basia i faktycznie zaczęła rozmowę. Zaprzyjaźniły się, aż wreszcie Ania powiedziała, że wierzy w Jezusa, który czyni cuda. Basia spytała: „Cuda? Jakie cuda?”. Na to Ania: „No na przykład, jeśli może masz jakiś trudny egzamin na studiach, którego wszyscy się boją i nikt go nie zdaje za pierwszym razem, to możesz się nie uczyć, a Bóg uczyni cud i go zdasz”. Basia odpowiedziała: „Mam taki przedmiot i zrobię jak mówisz. Jeżeli zdam ten egzamin, to oddam życie twojemu Jezusowi, ale jeżeli nie, to już nigdy się nie spotkamy”. Basia poszła na egzamin, nie ucząc się. Nawet nie zastanawiała się nad odpowiedziami, zaznaczała „na ślepo” A, B, C, lub D. Jako jedna z nielicznych zdała za pierwszym razem. Do dziś jest przy Panu i jeszcze przyprowadziła swoją mamę do Jezusa.

Izabela Janus

1              Fraza „Nie pękaj! Idź” nie znajduje się w Biblii. Użyłam jej, żeby przedstawić zrozumienie sytuacji, którym się dzielę.

2              Jw.

3              Słowa w cudzysłowie są parafrazą wersetów biblijnych.

4              Jw.

5              Imiona uczestniczek tych wydarzeń zostały zmienione.

Możesz również polubić…